11 sierpnia 2014

Rozdział I c.d.

To był najlepszy wieczór mojego życia, aż do chwili, gdy zadzwonił telefon Michaela.
- Nie odbieraj, proszę - poprosiłam z błagalnym wyrazem twarzy, ponieważ telefon o tej porze oznaczał tylko jedno. Michael musiał jechać do pracy. Musiał po raz kolejny stawić czoła ludziom, którzy od dawna zatruwają nam życie.
- Caroline przecież wiesz, że muszę - powiedział z wyraźnym bólem widocznym w rysach jego twarzy.
Pomimo tego, że miał dzień wolny, wiedziałam, że musi odebrać. To była niestety podstawowa zasada: Odbieraj telefon zawsze. Nawet, gdy jest to ostatnia rzecz, na którą masz ochotę.
- Michael - wydusiłam błagalnym tonem.
- Tylko chwilka, obiecuję - odpowiedział i już oddalał się prowadząc rozmowę - jak się domyśliłam - z Danielem.
Czekałam aż wróci mimo, że wiedziałam jak to się skończy. Przeprosi mnie i pójdzie, chociaż wcale nie będzie miał na to ochoty. Wiedziałam to, ale pomimo wszystko, wciąż czekałam.
Wrócił po kilku minutach, był jednak inny, milczący, jakby nieobecny. Chciałam żeby wiedział, iż rozumiem, że musi wyjść. Chciałam pokazać mu, że się nie gniewam. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i - nie bardzo wiedząc co innego mogłabym zrobić - dotknęłam jego ramienia. Jego reakcja była dziwna. Zazwyczaj odwróciłby się i rzucił jakiś śmieszny komentarz, aby rozładować napięcie. Tym razem jednak odwrócił się lecz nie miał najmniejszego zamiaru żartować. W jego oczach było tyle bólu i smutku. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak przybitego.
- Michael?
- Przepraszam cię, że muszę cię zostawić akurat dzisiaj. Chciałem, aby ten dzień był wyjątkowy. Planowałem go od bardzo długiego czasu. Nie mogę uwierzyć, że wszystko zepsuł jeden, głupi telefon. Przepraszam, gdybym wiedział przełożyłbym to na inny dzień - powiedział, a w jego oczach - o ile to możliwe - zobaczyłam jeszcze więcej bólu niż przed chwilą.
- Michael rozumiem. Wcale nie mam ci tego za złe. Myślę, że na twoim miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo. A jeśli chodzi o dzisiejszy dzień? On zdecydowanie był idealny. Nie żałuję niczego.
Przytuliłam go, aby dodać mu otuchy. Odwzajemnił uścisk.
- Muszę już iść - powiedział po kilku minutach. Był to jednak tak cichy szept, że dopóki nie wypuścił mnie z uścisku myślałam, że go sobie wymyśliłam.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową.
- Daniel już po ciebie jedzie. Wyśpij się. Zamierzam ci jutro wynagrodzić dzisiejszy dzień.
- Nie musisz niczego wynagradzać. Było cudownie. I dziękuję za naszyjnik. Jest wspaniały - powiedziałam z zachwytem.
- Gdy go tylko zobaczyłem, wiedziałem, że musi należeć do ciebie.
Uśmiechnął się do mnie z tym typowym dla niego błyskiem w oku, po czym wyszedł.

24 lipca 2014

Rozdział I

- Ładny naszyjnik. Gdzie kupiłaś? - zapytała Jane, jedna z moich najlepszych przyjaciółek na lekcji wf.
                - Dostałam. - odparłam zgodnie z prawdą.
                - Od kogo?
                To pytanie zmroziło mnie do szpiku kości. Już się nie śmiałam, choć przed momentem mój śmiech rozbrzmiewał w całej sali.
                - Od przyjaciela - powiedziałam, chociaż wcale nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat.
                - Uuu… Kiedy?
                W tych momencie w moich oczach stanęły łzy. Wciąż nie potrafiłam o tym mówić. Nigdy nic nie wpłynęło na mnie równie mocno. To było dla mnie zbyt wiele.
                Wiedziałam, że wszystkie dziewczyny zainteresowały się rozmową w chwili, gdy pojawiła się wzmianka o jakimś chłopaku. Miałam świadomość, że każda z nich mi się przygląda, ale mimo to nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wciąż wpatrywałam się w jakiś punkt na podłodze.
                - W dniu jego śmierci - odpowiedziałam po kilku minutach milczenia.
                W tym momencie nawet mój nauczyciel zainteresował się rozmową, każdy obecny w sali skierował swój wzrok na mnie. Patrzyło na mnie 21 par oczu, wszystkie z takim samym zdezorientowaniem i niedowierzaniem. Już nikt nic nie mówił. Nikt nie zadawał żadnych pytań. Po prostu patrzyli i czekali. Czekali na moją reakcję. Myśleli, że się załamię, że wybiegnę z lekcji i już nie wrócę. To jednak do mnie nie pasowało. Już nie.
                Po chwili odrętwienia, które na moment wszystkich ogarnęło, zaczęły się pytania. Padały z każdej strony. Było ich zbyt wiele, nachodziły na siebie. Nie potrafiłam wyróżnić w nich poszczególnych słów. Wszystko to brzmiało jak niezrozumiały bełkot. Zbyt wiele pytań, zbyt wiele słów, zbyt wiele myśli, których nie potrafiłam pozbierać. Nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne z zadawanych mi pytań. Po pierwsze dlatego, że żadnego tak naprawdę nie usłyszałam, a po drugie nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku.
Narastała we mnie wściekłość. Nie potrafiłam sobie z nią poradzić, choć zawsze tłumiłam w sobie nawet najbardziej intensywne uczucia. Tym razem było jednak inaczej.
Po kilku minutach, podczas których starałam się uspokoić - bez skutku - nadeszło wybawienie w postaci mojego nauczyciela, który znał moją historię. Wcześniej nie reagował zapewne ze względu na moją ogromną wytrzymałość, o której dowiedział się zaledwie kilka tygodni wcześniej.
Wiedział również czym zajmuję się w czasie wolnym. Co robię, gdy nie jestem w szkole lub kiedy z niej znikam. Początkowo nie chciał uwierzyć w to co mówię, jednak z czasem przekonał się, że wszystko co ode mnie wtedy usłyszał jest prawdą.
Teraz musiał się zorientować, że nie daję rady, że to wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Odciągnął mnie od całego tego zamieszania, od wszystkich tych pytań, które i tak nie otrzymałyby odpowiedzi. Byłam mu wdzięczna za to, że to zrobił. Miałam bowiem świadomość tego, że gdybym tam została mogłabym wybuchnąć, ale nie płaczem czego wszyscy zapewne oczekiwali. O nie. To byłoby coś znacznie gorszego.
Wszystkie moje uczucia, które dusiłam w sobie od kilku lat, ujrzałyby światło dzienne. Wypłynęłyby ze mnie w postaci ogromnej furii, której już na pewno nie byłabym w stanie powstrzymać.
Miałam świadomość tego przez cały ten czas, a jednak gdyby nie mój nauczyciel wciąż bym tam siedziała. Nie byłam zdolna do logicznego myślenia. Nie mogłam się ruszyć. Moje nogi nie chciały współpracować. Byłam jak sparaliżowana.
Kiedy już byłam w szatni próbowałam zrozumieć co tam się stało. Nie wiem dlaczego pozwoliłam się wyprowadzić z równowagi. To do mnie niepodobne.
Teraz kiedy już byłam sama zaczęły do mnie powracać wspomnienia dotyczące tamtego felernego dnia. Znowu byłam na tej przeklętej plaży razem z Michaelem. Siedzieliśmy na kocu wpatrzeni w błękit oceanu. Śmialiśmy się, jak zawsze, gdy byliśmy razem.
Michael odkąd pamiętam był moim najlepszym przyjacielem. Nikt nie potrafił tak jak on rozśmieszać mnie nawet w najgorszych momentach mojego życia. To on wciągnął mnie do tej pracy. Pracowaliśmy razem z naszymi wspólnymi przyjaciółmi, Dominikiem i Camelią, Damianem i Paulą, Davidem i Megan, Derekiem i Harriet oraz Danielem, który był naszym szefem.
Nasza praca była niebezpieczna i wymagała wielu wyrzeczeń. Gdyby nie Michael już dawno bym zrezygnowała. Spędzaliśmy całe dnie z groźnymi przestępcami, z ludźmi, którzy najbardziej na świecie pragną naszej śmierci. Nigdy mnie to jednak nie przerażało, ponieważ wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na wsparcie przyjaciół, a zwłaszcza na Michaela. Razem z Danielem nauczyli mnie oni wielu rzeczy. Między innymi właśnie panowania nad emocjami.
Tamtego dnia mieliśmy z Michaelem wolny dzień postanowiliśmy, więc spędzić trochę czasu razem. Wybraliśmy się na naszą ulubioną plażę.
- Jest cudownie - powiedziałam, gdy już dotarliśmy na miejsce.
- Tak miało być - stwierdził Michael z chytrym uśmieszkiem na twarzy, który zawsze się tam pojawiał, gdy chłopak coś knuł. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Zawsze gdy wybieraliśmy się gdzieś razem Michael wymyślał coś ekstra.
- Co na dzisiaj zaplanowałeś?
- Dowiesz się, gdy nadejdzie na to czas - objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę plaży.
Rozłożyliśmy koce na, pomimo wczesnej pory, nagrzanym już piasku. Położyłam się na swoim kocu, a lekkie podmuchy wiatru muskały moje ciało, przynosząc ze sobą kojący zapach morza.
Musiałam zasnąć, bo przebudziłam się, gdy usłyszałam Michaela.
- Wstawaj śpiochu - zawołał, chlapiąc mnie lodowatą,  wodą z morza.
                Położył się na kocu obok. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on pstryknął mnie w nos mokrym palcem.
                - Chodź do wody. Dobrze ci to zrobi, bo troszkę się spiekłaś.
                - Jest bardzo źle? - zapytałam z grymasem na twarzy.
                - Nie będzie jeśli troszkę schłodzisz skórę. No chodź.
                Wstałam niechętnie i poszłam za nim w stronę morza. Stanęłam w morzu tak, że fale delikatnie opływały wokół moich kostek. Zamknęłam oczy i napawałam się tą chwilą.
                - Teraz będziesz spać na stojąco?
                - Wcale nie śpię. Po prostu bardzo się cieszę, że mnie tutaj zabrałeś.
                - Ja również - mówiąc to przytulił mnie do siebie - a teraz chodź, bo naprawdę jutro skóra będzie cię cholernie piekła.
                Wziął mnie za rękę i powoli, aby zbyt szybko nie zmienić temperatury mojego ciała, prowadził na głębszą wodę. Kiedy się całkowicie zanurzyłam, odbiłam się od dna i zaczęłam płynąć ciągnąc za sobą Michaela.
                Cały dzień spędziliśmy pływając i wygłupiając się w wodzie. Wyszliśmy z wody tuż przed zachodem słońca, aby wyschnąć w jego ostatnich promieniach.
Gdy byliśmy już susi poszliśmy do bistro, które znajdowało się kilka kroków od plaży.
Przesiadywaliśmy tam nieraz całe dnie rozmawiając i śmiejąc się w niebogłosy. Właściciele dobrze nas już znali. Za każdym razem, gdy przychodziliśmy uśmiechali się, bo wiedzieli, że wprowadzimy wiele życia do ich lokalu.
W środku nie było już nikogo. Zajęliśmy miejsca w kącie, przy naszym ulubionym stoliku.
- Dawno was tutaj nie było. Miło was znowu widzieć - powitała nas Agnes, kelnerka pracująca w bistro, podchodząc do naszego stolika.
- Hej - przywitał się Michael.
- Hej Agnes, ciebie również miło widzieć.
Potem zamówiliśmy coś do jedzenia, czyli jak zwykle dwie kanapki i jedne frytki. Podczas oczekiwania na zrealizowanie zamówienia rozmawialiśmy z Agnes o wszystkim i o niczym. Gdy dostaliśmy jedzenie kelnerka zostawiła nas samych, twierdząc, że nie będzie nam przeszkadzać.
Jedliśmy rozmawiając i wciąż się śmiejąc, jak zawsze. Tak to już było kiedy byliśmy razem.
Kiedy skończyliśmy Michael przysunął się bliżej mnie.
- Mam coś dla ciebie - szepnął mi na ucho wywołując na mojej twarzy uśmiech jeszcze szerszy od tego, który widniał tam przez cały wieczór.
- Co takiego? - zapytałam również szeptem.
- Zamknij oczy - znowu szept.
- Dlaczego szepczemy? - zapytałam wywołując szeroki uśmiech na jego twarz.
- Po prostu je zamknij - powiedział już normalnie z uśmiechem na ustach.
Zrobiłam o co prosił. Po chwili poczułam chłód na szyi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na dół. Zobaczyłam przepiękny naszyjnik w kolorze cudownej zieleni, który idealnie odpowiadał kolorowi moich oczu.
- Jest cudowny - powiedziałam z zachwytem. - Ale czym sobie na niego zasłużyłam?
Zbliżył się jeszcze bardziej i oparł swoje czoło na moim. Uniosłam wzrok. Moje oczy napotkały jego. Jeszcze nigdy nie patrzyłam na nie z tak bliskiej odległości. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy nie są brązowe jak zawsze myślałam, ale ciemnozłote. Były po prostu cudowne. Tonęłam w nich. Nie mogłam już znieść ich głębi, więc zamknęłam oczy. I wtedy Michael delikatnie musnął moje wargi swoimi. Otworzyłam oczy, a on odsunął się na tyle, że znów mógł widzieć moją twarz.
- Caroline, chciałbym być dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Już dłuższy czas zbieram się aby ci to powiedzieć. Kocham cię. Kocham cię całym moim sercem. Czy ty też to czujesz?
Zawsze kochałam Michaela, jednak byłam przekonana, że jest to taka bardziej braterska miłość. Po pocałunku wiedziałam, że to coś więcej.
Nachyliłam się i nakryłam wargi Michaela swoimi. Uznał to za tak. Odwzajemnił pocałunek. Był namiętny i głęboki, a zarazem czuły  i delikatny. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak intensywnego.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy ciężko dyszeliśmy.
- Ja też cię kocham, zawsze kochałam - wydusiłam.
Położyłam głowę na jego ramieniu, a on czule mnie objął i pocałował w czoło.
Siedzieliśmy tak przez długi czas rozmawiając o tym co właśnie się wydarzyło. Wciąż się śmialiśmy. Było tak jak dawniej, a jednak inaczej.